Dzieci skradzione rodzicom
"Soszka. Wojna się dzieciom nie przywidziała" to poruszający reportaż literacki, który przenosi nas w czasie II wojny światowej, ukazując zbrodnie wojenne popełniane na porwanych dzieciach. Historia Zosi, nazwanej Soszką przez Niemców, jest jedynie jednym z wielu dramatycznych losów tysięcy dzieci, które straciły tożsamość i zostały zgermanizowane podczas wojny. Kiedy wybuchła II woja światowa, Zofia Szukała miała 15 lat. SS- mani siłą zabrali ją z rodzinnego domu, pobili i umieścili w obozie przejściowym, skąd została wywieziona na roboty do Niemiec. Tam została „Soszką.”
Zbrodnie na najmłodszych
W trakcie II wojny światowej jedynie niewielki odsetek porwanych dzieci powrócił do swoich rodzin, a większość z nich zginęła lub zaginęła bez śladu. Opowieść Soszki stanowi ważne świadectwo zbrodni popełnionych na najmłodszych, ukazując brutalność i okrucieństwo okresu wojny.
Wspomnienia świadectwem historii
Wspomnienia pani Zofii Szukały to nie tylko opowieść o jednostce, ale także o całym tragicznym kontekście II wojny światowej. Ta książka przeniesie Cię w czasie i przestrzeni, otwierając oczy na przerażające wydarzenia tamtych dni.
Książka jest ważnym świadectwem historii. Jest też przemyślanym, dobrze napisanym i udokumentowanym reportażem. Lekturze towarzyszą ogromne emocje i nie daje ona o sobie zapomnieć.
Sprawdź sam, jak ważna jest ta książka i jak wiele może Cię nauczyć o przeszłości. "Soszka. Wojna się dzieciom nie przywidziała" to lektura, która nie tylko poruszy Twoje serce, ale także otworzy oczy na wydarzenia, o których powinno się pamiętać.
Fragment:
Spotykamy się przed świętami, żeby złożyć sobie życzenia. Jest grudzień 2019 roku.
- Czy ja pani mówiłam, że się chciałam powiesić?
- Nie…
- Jak mnie wywieźli do baora, to dostałam taki mały pokoik na strychu. Miałam łóżko, stolik i lampkę nocną. Na tym poddaszu baorzy mieli burdelik, wszystkiego pełno. Wynosili graty po prostu na strych. Wszystko tam było zawalone – opowiada pani Zosia.
- To był chyba gdzieś piąty dzień po przyjeździe do baorów, kiedy zaczęłam szukać śmierci. Spać nie mogłam, wstawałam o czwartej rano. Tragedia. I na ten piąty dzień mi weszło do głowy, że nie będę żyła. I już. Tak po prostu przyszła myśl, żeby się powiesić.
Pani Zosia ponagla, żeby jeść ciasto. Opowieść wigilijna toczy się między kęsami.
- Zaczęłam sznura szukać. Wszędzie – i na strychu, i na dole. I nie znalazłam. Wiedziałam, że muszę znaleźć gruby sznur. A to nie było takie proste. Bo miejsce, żeby założyć sznur, to było. Wszystko miałam przemyślane. Drabinka też się znalazła. Plan był już dobry, fajny, tylko sznura nie znalazłam. To i się nie powiesiłam.
Zastygam z tym ciastem cytrynowym. Trwa to w sumie krótką chwilę, bo wybuchamy śmiechem.
- Później to baorce opowiedziałam.
- A ona co na to?
- A ona mi na to, że jakby mnie powieszoną zobaczyła, tobym ją pewnie straszyła po nocach. Na co jej odpowiedziałam, że jej dałabym spokój. Ale starej już nie. No i w śmiech.